Rodzice – nawet jeśli nie było ich stać na większy prezent – zawsze starali się, by dziecko poczuło się wyjątkowo. W domach organizowano małe przyjęcia z galaretką i biszkoptami, a w szkołach – konkursy, gry i przedstawienia.
Dzieci wracały do domu z kolorową przypinką, watą cukrową albo lizakiem...
Prezenty na Dzień Dziecka w PRL: najsłodsze wspomnienia?
Jeśli komuś udało się dostać plastikowy pistolet na kapiszony albo zestaw „Mały Chemik” – był lokalnym bohaterem przez cały tydzień. Choć nie zawsze prezenty były trwałe, wspomnienia z tamtych dni do dziś wywołują uśmiech.
Dziś trudno w to uwierzyć, ale nowe kredki (oczywiście Bambino) lub nowe flamastry, również bardzo cieszyły.
Dzień Dziecka był też wspaniałą okazją by iść na lody. W PRL-u lody nie były dostępne, jak dziś. Na lody szło się do kawiarni lub budki z automatem, gdzie kręcone śmietankowo-kakaowe podawano w wafelku tak cienkim, że czasem przeciekał po minucie. A smak? Dla wielu do dziś nie do podrobienia.
W cukierniach i „kawiarenkach dla mam z dziećmi” Dzień Dziecka oznaczał kolejkę po galaretkę z bitą śmietaną, „W-Z-kę”, krem sułtański albo pucharek z lodami i – uwaga – świeżymi truskawkami. Ale tylko, jeśli miało się szczęście, bo czasem truskawki pojawiały się pod koniec maja, czasem dopiero po Dniu Dziecka (za to z każdym razem prosto z polskich pól, pachnące, ciepłe od słońca, nie z importu i nie spod folii).
Pogoda zazwyczaj dopisywała i można było liczyć, że będzie można bawić się z innymi dziećmi (jeszcze) dłużej. W dodatku zbliżały się wakacje...
O jakich prezentach na Dzień Dziecka marzyły dzieci w czasach PRL?
Największe pragnienia często krążyły wokół zabawek „z Zachodu” – Barbie, Game Boya, Matchboxów czy oryginalnych klocków LEGO. Dla wielu były to tylko obrazki z katalogów albo opowieści „cioci z RFN-u”.
Dzieci marzyły o rowerze – nie byle jakim, ale „góralu” lub Wigry 3. O zegarku elektronicznym z melodyjką, piórniku z kalkulatorem, a nawet... o kaloszach z Myszką Miki.
Dziewczynki śniły o lalkach z zamykanymi oczami i prawdziwej szczotce do ich włosów. Chłopcy o ciężarówkach z naczepą i piłkach „Adidas Tango” – nawet, jeśli była tylko z targu.
Często dzieci marzyły też o rzeczach prostych: o tym, żeby tata miał wolne, mama nie musiała stać w kolejce, a oni mogli cały dzień spędzić na trzepaku z kolegami. Albo pójść na lody bez ograniczeń, obejrzeć dwie bajki pod rząd i nikt nie kazał iść spać „bo rano szkoła”.
I choć nie każde marzenie się spełniało, to jedno było pewne – w Dzień Dziecka dzieci czuły, że to naprawdę ich dzień.
Nawet jeśli prezentem była tylko oranżada i buziak w czoło.

Polecany artykuł: